Praca nad głosem, którą proponuję uczniom, jest skierowana do tych, których pasjonuje poznawanie samego siebie (a przez to i innych) i którzy nie boją się wysiłku i zmian. Praca taka, jak wszelkie „zaglądanie” w siebie, wymaga odwagi i musi być wykonywana stopniowo. Rekompensatą za wysiłki jest przyjemność wynikająca z odzyskiwania poczucia własnej wartości i coraz większej wiary w swoje możliwości. Głównym celem tej książki jest zwrócenie uwagi na problemy związane z głosem, z jego kształtowaniem i, co za tym idzie, z kształtowaniem naszej osobowości. Bo głos i jego „właściciel” to jedno i to samo… Gdy mamy problemy z głosem – mamy problemy ze sobą. Dobre podręczniki metodyczne o nauce śpiewu o tym wspominają, ale się tym nie zajmują. Autorka właśnie na ten problem kładzie szczególny akcent, choćby dlatego, że ci, którzy nie lubią swojego głosu, najczęściej nie lubią samych siebie. Głos jest środkiem komunikacji z innymi, a także z sobą samym – słowo mówione do siebie na głos przybiera inną formę, niż to, które zostało wyłącznie pomyślane.
Aneta Łastik – pieśniarka, pedagog, kobieta niezwykła, z zacięciem społecznikowskim w najlepszym tego słowa znaczeniu. Opracowała własną metodę pracy z ludźmi, którzy maja kłopoty z własnym głosem. Wie, jak rozszyfrować ukryte emocje, które głos blokują. Wie też, bo do tego doszła przez doświadczenie, że kto ma z głosem problemy, ma też je z samym sobą, z własną tożsamością, że droga do odkrycia sekretów zablokowania głosu prowadzi przez ćwiczenia relaksujące wymowy oddechowe, na wyobraźnie. Pomyślmy co oznacza określenie, że ktoś śpiewał „z duszą”, „z sercem” lub „bez serca”. Gdy odpowiemy na te pytania, stanie się jasne, że jednym z podstawowych celów pracy z głosem jest uwalnianie i wyrażanie uczuć.
„Nie spodziewałam się, że na temat głosu można napisać tak fascynującą i interesująca książkę. Wiedziałam, że Aneta potrafi pracować nad głosem – w ciągu kilku lekcji wyćwiczyła u mnie wysokie C – natomiast nie zdawałam sobie sprawy, że posiada tak rozległą wiedzę na ten temat. Przeczytałam książkę Anety bardzo szybko, bo ciągle byłam ciekawa, co dalej. Będę często wracać do tej lektury, bo dla mnie – osoby, której głos jest narzędziem pracy, jest tu wiele praktycznych porad. Dziękuję Ci, Moja Przyjaciółko, za tę książkę.”
Bożena Dykiel
„Cudowna książka! Napisana przez mądrą, dobrą, życzliwą ludziom osobę, a co równie ważne – przez piosenkarkę, a więc fachowca, doskonale znającego tajniki prawidłowego władania głosem. Polecam ją wszystkim tym, którym brak wiary w siebie utrudnia porozumienie się z innymi ludźmi. Książka Anety Łasik uświadamia, jak w stosunkowo prosty sposób możemy sami sobie pomóc.”
Magdalena Zawadzka
Zainteresowanych prosimy o bezpośredni kontakt z Autorką:
aneta7aneta@gmail.com
www.anetalastik.eu
Starsi Czytelnicy pamiętają oryginalną ze względu na repertuar (od rosyjskiej klasyki po francuska piosenkę) i głos – Anetę Łastik. Od ponad 20 lat mieszka i pracuje w Paryżu, w Polsce – bywa. Kilka lat temu dla wydawnictwa EMKA popełniła dydaktyczną pracę „Poznaj swój głos – twoje najważniejsze narzędzie pracy…’. Autorka pracę nad głosem proponuje tym, którzy chcą poznać samego siebie i nie boją się wysiłku i zmian. Praca taka, jak wszelkie zaglądanie w siebie, wymaga odwagi i musi być wykonywana stopniowo. Rekompensatą wysiłku jest odzyskanie poczucia własnej wartości i większa wiara w swe możliwości … Bo głos i jego „właściciel” to jedno i to samo. Gdy mamy problemy z głosem – mamy problemy z sobą – twierdzi Łastik. Praca ta skierowana jest do wszystkich – od nauczycieli po rodziców, dla wszelkiego rodzaju mówców i … piosenkarzy.
Gdy […] mówimy w głowie: „Tak śpiewam”, tworzymy inny obraz siebie, a wraz z tym nowe reakcje. Wszystkie udane prace twórcze powstają w ten sposób, że w pewnym momencie plastyk widzi, a muzyk słyszy to, co za chwilę przełoży na papier. Dopóki ta rzecz nie powstanie w głowie – nic się nie wydarzy.
Wojciech Mikołuszko: – W książce „Poznaj swój głos” pisze Pani, że każdy może śpiewać czysto.
Aneta Łastik: – To prawda. Choć nie każdy może być artystą.
– Nie wierzy Pani, że są osoby, które po prostu mają słaby słuch muzyczny?
– Słuch można wyrobić. Czasem wystarczy kogoś posłać na naukę gry na skrzypcach. To jest potworna praca, ale świetnie wyrabia słuch. Najczęściej jednak fałszujemy, bo nie dajemy głosowi pokazać, kim tak naprawdę jesteśmy.
– Ja mam słaby słuch muzyczny. Okropnie fałszuję.
– A lubi pan swój głos?
– Nie chcę o tym mówić.
– Szkoda. Opowiem panu o pewnej osobie z arystokratycznej rodziny, która przyszła do mnie na lekcje. Fałszowała wprost nieludzko. Poprosiłam ją o zaśpiewanie słów, na których wypowiedzenie normalnie nie mogłaby sobie pozwolić. Ułożyła mocne i nieco wulgarne zdanie nakazujące, by ktoś tam zostawił ją w spokoju. Słowa te zaśpiewała czyściutko! Dla tej osoby stało się jasne, że jest w niej ktoś, komu ona nie daje głosu, ktoś, kogo nie lubią jej rodzice i kogo ona też nie lubi. Ja tego kogoś nazywam wewnętrznym dzieckiem.
– Co to jest wewnętrzne dziecko?
– Wewnętrzne dziecko to według mnie cała sfera emocjonalna, czyli nasza wrażliwość, nasze uczucia. To się kształtuje w dzieciństwie. Dorosłym zaś, który z tym dzieckiem rozmawia, nazywam sferę logiki i poczucia odpowiedzialności.
– Pani wymyśliła ten termin?
– Mój jest tylko sposób pracy nad głosem. Zaczęłam od poszukiwań metody, która brałaby pod uwagę psychikę człowieka. Niezwykle pomocna okazała się książka Kristin Linklater „Freeing the Natural Voice”. Później dostałam następne pozycje, dzięki którym znajdowałam własną drogę. Tym bardziej że w miarę upływu czasu coraz mniej interesowały mnie techniki czysto wokalne, a coraz więcej zależność między głosem a psychiką człowieka. Obecnie termin „wewnętrzne dziecko” stał się bardzo popularny. Można się pogubić w ilości terapii proponowanych pod tym hasłem. Kiedy jednak ponad dwadzieścia lat temu zaczynałam pracować w ten sposób, wewnętrzne dziecko nie było w modzie. Zresztą w dzisiejszych terapiach niezupełnie odnajduję mój punkt widzenia.
– Jak po raz pierwszy wpadła Pani na to, by traktować głos jak dziecko?
– Miałam uczennicę, która śpiewając, straszliwie masakrowała swój głos. Pchała go, spieszyła się. Nie wiedziałam, jak do niej przemówić, żeby troszeczkę się od tego głosu odczepiła, żeby dała mu żyć. I wtedy przyszedł mi do głowy nowy pomysł. Powiedziałam: „Wyobraź sobie, że twój głos to dziecko. Masz się nim opiekować, obserwować, jak się rozwija. A nie pchać, żeby w wieku roku skończyło uniwersytet”. Zadziałało. Zapytałam ją: „Czy twoja mama jest osobą niecierpliwą?”. „Tak”. „No widzisz. Teraz nie byłaś taka jak twoja mama. Tak właśnie pracuj z głosem. Jakbyś była mamą, która nie żąda wyników, lecz chce poznać swoje dziecko”.
– Niech mi Pani jasno wytłumaczy, co ma wspólnego wewnętrzne dziecko z głosem?
– Praca z głosem to zaglądanie w głąb siebie, szukanie swego prawdziwego „ja”, nawiązywanie kontaktu z wewnętrznym dzieckiem.
– Co konkretnie daje Pani metoda?
– Głos staje się czystszy i bardziej naturalny. Zaczyna sprawiać jego właścicielowi radość. Pełniej go wyraża. Jest to przy tym zawsze głos osoby dorosłej.
– Zaleca Pani mówienie do swego wewnętrznego dziecka: „Jesteś wspaniały. Świetnie śpiewasz”. Po co?
– W skrócie: jeżeli rodzice do zdolnego dziecka mówią: „Ty debilu”, ono też do siebie będzie tak mówiło. Mówienie: „Ty wspaniały człowieku”, może zmienić etykietkę, którą przykleili rodzice.
– Ale jeżeli osoba, która śpiewa źle, mówi: „Śpiewam świetnie”, to sama siebie oszukuje.
– To jest praca w wyobraźni. A w wyobraźni nie wolno mieć myśli: „Chciałabym pięknie zaśpiewać”. To przecież znaczy: „Ja tego nie potrafię”. Od razu to słychać w głosie.
Gdy zamiast tego mówimy w głowie: „Tak śpiewam”, tworzymy inny obraz siebie, a wraz z tym nowe reakcje. Wszystkie udane prace twórcze powstają w ten sposób, że w pewnym momencie plastyk widzi, a muzyk słyszy to, co za chwilę przełoży na papier. Dopóki ta rzecz nie powstanie w głowie – nic się nie wydarzy. Natomiast gdy człowiek wątpi w swoje możliwości, to jego czas upływa na marzeniach o sukcesie. Ich podłożem jest przekonanie: „I tak się do tego nie nadaję. To mi nie wyjdzie”. Chodzi o to, by takie osoby nauczyły się dyscypliny myślenia konstruktywnego i wprowadzały ją w ruch najpierw w wyobraźni – bo to bezpieczniejsze. Jeżeli człowiek zaśpiewa w głowie perfekcyjnie, to potem na scenie wyjdzie mu równie ładnie, a może i lepiej. Czytałam o takim eksperymencie z koszykarzami – jedna grupa ćwiczyła normalnie, druga tylko w wyobraźni, a trzecia w ogóle nie ćwiczyła. Potem, w rzeczywistej grze okazało się, że pierwsze dwie grupy miały podobny wynik, a trzecia została daleko w tyle za nimi. Ale oczywiście tego typu praca ze sobą jest trudna. Wymaga odwagi zobaczenia siebie innym, niż widzieli nas najbliżsi.
– Odwagi?
– Ludzie, którzy do mnie przychodzą, mają swój świat, już gotowy, choć niewygodny. I jak to się wali, to nagle, w dorosłym wieku, wchodzą w las jak Jaś i Małgosia. Muszą pokonać strach. Na nowo wydorośleć.
– Miała Pani porażki?
– Podam przykład. Zalecam uczniom napisanie listu do rodziców. Chodzi o to, że pracując z wewnętrznym dzieckiem, człowiek dowiaduje się, że jego rodzice zrobili potworną ilość błędów. I w liście trzeba im to powiedzieć. Jeżeli zrozumieją, często sami mówią: „Masz rację. Teraz widzę, co się stało. Przepraszam”. Od tego momentu ludzie naprawdę zaczynają się kochać. Miałam kiedyś uczennicę, która szykowała się napisać list do rodziców. Któregoś dnia przyszła do ich domu. Tata był sam. I ona nagle wywaliła mu wszystko, nad czym tyle czasu myślała. Tata wstał, wziął ją w ramiona, powiedział, że bardzo ją kocha i że ogromnie jej dziękuje. Potem wróciła do domu jego żona. Córki już nie było. I on też powiedział jej to, o czym nigdy nie mówił. Dwa dni później zmarł na zawał. Jak tylko się o tym dowiedziałam, zadzwoniłam do tej dziewczyny. „Jak się czujesz?” – pytam. Ona na to: „Wiesz, ja w życiu nie byłam taka szczęśliwa. Ojciec mógł przecież umrzeć, zanim dowiedziałabym się, że on mnie naprawdę kocha”.
– Miała Pani opowiedzieć o porażce…
– Byli ludzie, którzy już po pierwszej lekcji uznawali, że jestem zbyt agresywna. Przyszła do mnie pani, którą poprosiłam o zaśpiewanie swojego imienia. Odpowiedziała: „Nie mogę, nie mam odwagi”. Takie osoby szybko ode mnie uciekają.
– Gdyby miała Pani alternatywę: kariera piosenkarki albo bycie nauczycielką, co by Pani wybrała?
– Już wybrałam. Śpiewam mało. A bez pedagogiki nie umiałabym żyć.
– Co Pani śpiewa?
– Uwielbiam poezję rosyjską. Prawie trzydzieści lat temu wydałam płytę z balladami Okudżawy. Do dziś się sprzedaje. A na wydanie ostatniej mojej płyty, z utworami Okudżawy, Wysockiego i Cwietajewej, którą nagrałam w 2002 roku z Andrzejem Jagodzińskim, nie udało mi się znaleźć sponsora. Na szczęście na moich koncertach sala zwykle jest pełna – dowodem był mój listopadowy recital w Sali Koncertowej Filharmonii Narodowej.
– Nie kusi Pani, żeby się bardziej sprzedać?
– Nie chcę się sprzeniewierzać sobie. A to kosztuje. Natomiast mam dowody od ludzi, jak dalece ta moja pierwsza płyta była dla nich ważna. Kobieta, która straciła dziecko, powiedziała mi, że jedyne, czym mogła wypełniać nieprzespane noce, to właśnie moje nagrania ballad Okudżawy. Myślę, że to wielka rzecz towarzyszyć człowiekowi w takiej sytuacji.
Aneta Łastik jest pieśniarką i pedagogiem. Wydała między innymi płytę „Bułat Okudżawa. Ballady”, a także nagraną wspólnie z Andrzejem Jagodzińskim „Avec le temps”. Początkowo uczyła śpiewu. Stopniowo doszła do opracowania oryginalnej metody pracy z każdym człowiekiem, który ma problemy z głosem. Swoje wieloletnie doświadczenia pedagogiczne opisała w książce „Poznaj swój głos”. Na stałe mieszka w Paryżu.